Część trzynasta
Następnego dnia Liz wstała bardzo wcześnie. Miała bardzo dużo rzeczy do załatwienia. Gdy zeszła do salonu od razu natknęła się na ciotkę Anette.
—Liz, kochanie zjesz śniadanie?
—Nie dzięki ciociu, jakoś nie jestem głodna.
—Lizzy wiem, że to dla ciebie szok. W końcu traktowałaś ich jak rodzeństwo, ale nie poradzisz sobie z tym gdy będziesz bez sił.
—Ciociu, obiecuję że zjem coś w samolocie. Gdybym teraz cos zdjadła to jestem na 100% pewna, że długo by nie zostało w moim żołądku.
—Jak chcesz. Tylko proszę Cię pamiętaj, że musisz mieć siłę, a bez jedzenia nie będziesz jej miała.
—Dobrze ciociu będę pamiętać. Jeżeli to wszystko to pójdę się pakować. Chciałabym być w Roswell tak szybko jak to jest tylko możliwe.
—Oczywiście Liz. Idź. Może ci w czymś pomóc?
—Nie dzięki, poradzę sobie.
***
Im so tired of being here
Suppressed by all of my childish fears
And if you have to leave
I wish that you would just leave
Because your presence still lingers here
And it wont leave me alone
These wounds wont seem to heal
This pain is just too real
Thers just too much that time cannot erase
When you cried
Id wipe away all of your tears
When youd scream
Id fight away all of your fears
And Ive held your hand
Through all of these years
But you still have all of me
You used to captivate me
By your resonating light
But now Im bound
By the life you left behind
Your face, it haunts
My once pleasant dreams
Your voice, it chased away
All the sanity in me
These wounds wont seem to heal
This pain is just too real
Thers just too much that time cannot erase
When you cried
Id wipe away all of your tears
When youd scream
Id fight away oll of your fears
And Ive held your hand
Through all of these years
But you still have all of me
Ive tried so hard
To tell myself that youre gone
And thought youre still with me
Ive been alone all along
When you cried
Id wipe away all of your tears
When you scream
Id fight away all of your fears
And Ive held your hand
Through all of these years
But you still have all of me.
,,My Immortal – Evanescence”
Gdy Liz wysiadła z samolotu było już dobrze po południu. Z Ohio wyjechała o 10 rano, a w Roswell była dopiero około 15.00. Była strasznie zmęczona lecz od razu udała się do domu wujka i cioci no i w pewnym sensie do jej domu.
***
Philip otworzył drzwi.
—Och Liz, jak to dobrze, że jesteś. Dziękuję, że przyjechałaś tak szybko.
—Wujku nie ma sprawy zresztą ja też ich kochałam – w tym momencie w oczach Liz pojawiły się łzy.
—Philipie kto przyszedł? Och Lizzy kochanie tak się cieszę, że jesteś – powiedziała Diane.
—Ja też się cieszę ciociu. – odpowiedziała smutno Liz.
—Możecie mi opowiedzieć co się stało? – poprosiła ich Liz.
—Boże to jest takie straszne. No więc oni..........
Liz szła pustymi ulicami, w końcu był już późny wieczór. Myślała o tym co powiedzieli jej ciocia i wujek. Czy to był zwykły wypadek? Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła iść znajomymi ulicami. Kierowała się w stronę domu jedynej osoby, która znała odpowiedzi na jej pytania i która mogłaby jej na nie odpowiedzieć.
Czekam na wasze komentarze!!